Niesprawnie działające sądy to wina polityków
Wizja czekania latami na uzyskanie wiążącego rozstrzygnięcia musi być przerażająca. Jeśli ludzie rozgniewają się z powodu niesprawnie działających sądów, nie będzie to gniew na sędziów – mówi Bartosz Pilitowski, prezes fundacji Court Watch Polska.
Kiedy w 2017 roku ludzie wyszli na ulice z hasłem „wolne sądy”, chyba nie sądzili, że politycy czy sędziowie potraktują ten slogan dosłownie. Sądy już wtedy były powolne, ale teraz jeszcze bardziej zwolniły. W 2024 roku na wyrok sądu I instancji trzeba było czekać średnio już prawie 13 miesięcy. To prawie dwa razy dłużej niż jeszcze 15 lat temu.
Można żartować, ale ludziom, którzy mają w tej chwili sprawy w sądach, wcale do śmiechu nie jest. Na pozór może się to wydawać mało znaczące, bo z roku na rok średni czas rozpatrywania spraw rośnie o średnio o pół miesiąca, czasem o miesiąc. Ale w rzeczywistości to się przekłada na to, że zdarzają się sądy, jak np. w Gdańsku, gdzie termin pierwszej rozprawy wyznaczono na rok 2030, bo wcześniej nie ma wolnych terminów. A przecież pamiętajmy, że sprawy cywilne czy gospodarcze, które często dotyczą ogromnych pieniędzy lub fundamentalnych dla obywateli kwestii, nie skończą się w pierwszej instancji. Średnio apelacje są wnoszone w co trzeciej sprawie gospodarczej rozpoznanej w sądzie okręgowym, w sądach rejonowych i w sprawach cywilnych – w co ósmej.
A postępowania apelacyjne w sprawach cywilnych również się wydłużyły. W 2024 r. średnio trwały one prawie 15 miesięcy, choć w 2023 było to około roku.
I pamiętajmy, że to jest średnia, którą zaniżają sprawy...
Archiwum Rzeczpospolitej to wygodna wyszukiwarka archiwalnych tekstów opublikowanych na łamach dziennika od 1993 roku. Unikalne źródło wiedzy o Polsce i świecie, wzbogacone o perspektywę ekonomiczną i prawną.
Ponad milion tekstów w jednym miejscu.
Zamów dostęp do pełnego Archiwum "Rzeczpospolitej"
ZamówUnikalna oferta


![[?]](https://static.presspublica.pl/web/rp/img/cookies/Qmark.png)